tag:blogger.com,1999:blog-66978301917617388922024-02-22T07:08:06.367-08:00TROUBLEJune Jailerhttp://www.blogger.com/profile/16509316293354569951noreply@blogger.comBlogger7125tag:blogger.com,1999:blog-6697830191761738892.post-91691764894875105682015-04-04T12:08:00.000-07:002015-04-04T12:08:12.477-07:00Come Back!Witam was kochani po bardzo długiej przerwie! Jejku ale się za wami stęskniłam, jak i za tym opowiadaniem. Przemyślałam mnóstwo rzeczy jak i w moim życiu zaczęło się trochę lepiej już dziać. Mam dla was dobrą wiadomość, TROUBLE ZNOWU BĘDZIE PISANIE! Mam nadzieję, że wciąż mam tutaj osoby, które czekają na nowe rozdziały. Proszę wszystkich, którzy czekają o komentarz, muszę wiedzieć czy ktoś to będzie czytał.<br />
<br />
Rozdział już niedługo!<br />
<br />
Kocham was!June Jailerhttp://www.blogger.com/profile/16509316293354569951noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-6697830191761738892.post-15407460630613122612015-02-15T12:52:00.001-08:002015-02-15T12:52:32.972-08:00PrzepraszamWitajcie kochani. Po ponad miesiącu nieobecności wracam do was z przykrą informacją. Mianowicie postanowiłam, że zawieszam Trouble. Czuję jakąś blokadę, na pisanie tego dalej. Może kiedyś tutaj powrócę, jeśli oczywiście dalej będziecie na mnie czekać. Przepraszam wszystkich wiernych fanów. Dziękuje za wszystkie komentarze i słowa wsparcia jednak Trouble to na ten moment już temat nieaktualny. Niesamowicie trudno jest mi się rozstać z tą historią. Było to pierwsze fanfiction, które tak naprawdę doprowadziłam do jakiegoś sedna, zebrałam czytelników i doszkoliłam swój styl pisania. Tutaj się rozwijałam. Dziękuje za to, że czekaliście tak dzielnie na każdy rozdział, co czasami potrafiło trwać nawet miesiąc. Jesteście wspaniali i dziękuje wam za te 6,5 miesięcy razem! Jednak nie martwcie się, nie porzuciłam pisania. Chętnych zapraszam na moje nowe opowiadanie <a href="http://addict-of-love-ff.blogspot.com/" target="_blank">Addict Of Love</a> o równie oryginalnej fabule, jak myślę. Jest już pierwszy rozdział także serdecznie zapraszam.<br />
<br />
To już chyba tyle, pamiętajcie, że jesteście dla mnie mega ważni i nie mogę was stracić. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę na tego bloga i dokończę pisać tą historię.<br />
Przepraszam, dziękuje i zapraszam na nowy początek.<br />
<br />
Wasza June.June Jailerhttp://www.blogger.com/profile/16509316293354569951noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6697830191761738892.post-10535295751922688392014-08-09T04:09:00.000-07:002014-08-28T09:53:48.296-07:0005. Midnight<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;">Szliśmy przez ciemny korytarz w kompletnej ciszy, nie było widać nic oprócz cieni naszych ciał i wystających uszu Dusty'ego. Przez tak mocny uścisk w jakim trzymałam pluszaka, moje cienkie i kruche paznokcie zostawiały ślady w kształcie księżyca na wewnętrznej stronie mojej dłoni, a żyły na niej były widoczne jak nigdy dotąd. Ani razu nie spojrzałam na chłopaka, który dzielnie niósł mnie od około 5 minut nie mogąc znaleźć wyjścia na zewnątrz. Wiedziałam gdzie powinniśmy zmierzać, jednak olbrzymia gula w gardle nie pozwoliła wydusić ze mnie ani jednej, prostej wskazówki w stronę chłopaka. Widziałam w jego twarzy zakłopotanie, jakby sam nie był pewien wszystkich swoich czynów. Zawzięcie szukał chodź małego źródła światła, które mogłoby poprowadzić nas na jakąś drogę. Westchnęłam ciężko pod nosem i przełknęłam pomału ślinę.</span></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
-Krążysz w kółko, skręć w prawo gdy zobaczysz pokój z pomalowanymi na biało ścianami, na pewno go nie przeoczysz - wyszeptałam cicho, jednak na tyle głośno by brązowooki mógł usłyszeć najważniejsze informacje. Pokój z białymi ścianami, albo jak ja go nazywałam - Kraina śniegu. Wyróżniał się w zupełności od pozostałych pomieszczeń, przede wszystkim lepszym stanem, ale i klimatem. Czułam się tam zupełnie inaczej, biały kolor z pewnością mnie uspokajał, ale tam było coś jeszcze, coś co ciągnęło mnie do tego miejsca. Była to suteryna. Z pozoru zero światła, zero kontaktu ze światem, którego tak silnie i pilnie unikałam, było to coś, czego zdecydowanie potrzebowałam, ale był tu mały haczyk. Na moje szczęście było wbudowane tu malutkie okienko, z pewnością był to pierwszy pokój, który potencjalny budowlaniec, myślę próbował dokończyć. A może nie byłam tu jedyną osobą,która się ukrywała... Po miesiącu spędzonym w tej melinie, mogę śmiało powiedzieć, że jest to wspaniałe miejsce na osiedlenie się, gdy potrzeba schronienia przed brutalnymi wspomnieniami z przeszłości, lub uciec przed przyszłością i teraźniejszością. Sama wybrałam to drugie i szczerze mówiąc sama nie wiem jak się z tym teraz czuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Czy było to dobre? - zadałam sobie pytanie w myślach, jednak nie znałam na nie odpowiedzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dostrzegając dawno nie widziane przeze mnie światło dzienne, od razu skuliłam się w ramionach szatyna, a głowę ułożyłam w zagłębieniu jego szyi, nie chciałam na nie patrzeć, nie chciałam by moja wolność właśnie się kończyła, gdzieś w głębi wiedziałam, że jest to oddanie się na głęboką wodę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłodne powietrze szybko przeszyło całe moje ciało, które natychmiastowo pokryło się gęsią skórką. Mój sweterek miał mnóstwo dziur i mniejszych dziurek przez co moje ciało było jeszcze bardziej narażone na zziębnięcie. Oglądałam się dookoła, patrzyłam na otoczenie jakbym nigdy tu nie była, jakbym wylądowała na zupełnie obcej mi planecie. Znałam wszystko na pamięć ale wydawało mi się być takie obce, słońce już dawno schowało się za gęstymi chmurami a ja podziwiałam piękne kolory wydobywające się z połączenia tych dwóch ciał ze sobą.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Zupełnie inaczej co? - mruknął Justin, nawet nie zauważyłam, że cały czas mi się przyglądał. Uniosłam niepewnie wzrok na jego twarz, delikatnie pokiwałam głową nie chcąc nic więcej mówić. Widziałam jak uśmiecha się pod nosem. Stawiał pewne kroki, nie to co przed chwilą gdy byliśmy w środku odludnionego budynku.Słyszałam tylko szum drzew, przewracanie się liści oraz szur mojego towarzysza po żwirze.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Nie jest tak źle- prychnęłam naprawdę cichutko w stronę mojego pluszaka, był już wygnieciony od mojego uścisku, nie chcąc patrzeć jak się męczy delikatnie go rozluźniłam. Niespodziewanie poczułam grunt pod nogami, czułam jak moje kolana uginają się pod wpływem nacisku jaki kładłam na nie od swojego ciała. Czułam jakbym musiała nauczyć się na nowo chodzić, ale przecież to potrafiłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Szatyn mocno przytrzymał mnie w biodrach bym nie upadła. Staliśmy na wysokim pagórku, z którego rozchodziła się panorama na miasto. Znałam tego typu widok na pamięć, przypomniały mi się czasy w szpitalu psychiatrycznym. Po moim policzku spłynęła jedna łza, a po niej kolejna i kolejna...</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie potrafiłam wytrzymać tego napięcia, to były najgorsze dwa lata w moim życiu, mimo iż całe ono nie było zbyt kolorowe. Przed oczami pojawiły mi się wszystkie najgorsze obrazy z czasów mojego pobytu w psychiatryku, nie miłe pielęgniary, psychiczni ludzie, z którymi byłam zmuszona jeść razem obiadki i śniadanka, o kolacji tam nawet nie myślałam, nie wytrzymałabym wtedy tak długo. Wiedziałam, że tam było miejsce, w którym powinnam być ale za wszelką cenę chciałam tego uniknąć. Słyszałam ich, słyszałam jak się ze mnie śmieją i wytykają palcami, jak biją mnie i kopią w najczulsze miejsca na moim drobnym ciele. Poczułam przeszywający ból, skuliłam się jak pogoniony szczeniak i zawyłam z bezsilności. Czułam to tak dokładnie i silnie. Jakby to naprawdę się działo. Straciłam nad wszystkim panowanie. Dusty niezgrabnie upadł na beton a ja zaraz po nim.</div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
Upadłem na kolana jak poparzony. Nie wiedziałem co dzieje się z dziewczyną, cała dygotała a na jej czole pojawiały się strużki potu. Wyglądała przerażająco, to był dla mnie kompletnie nowy i nieznany widok. Ująłem mocno jej twarz w dłonie wymuszając zwrócenie jej wzroku na mojej osobie, jednak ona nie była na to gotowa, nie była gotowa na to co dla niej przygotowałem. Oddychałem szybko, bardzo bałem się co będzie dalej. Ułożyłem jej ciało na gładkim podłożu i zawisłem tułowiem nad jej twarzą. Miała przymknięte oczy i majaczyła pod nosem. Jeździłem palcami po jej policzkach jakby to miało pomóc w przywróceniu Cassie do normalnego stanu.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Błagam... -wyszeptałem w stronę szatynki, jednak moje prośby nie zostały wysłuchane. Normalny człowiek zadzwoniłby na pogotowie ale wiedziałem, że nie mogłem na to pozwolić, wiedziałem że trafiłaby tam, skąd uciekła. Postępowałem jak kretyn narażając jej życie jednak wiedziałem co to znaczy być w miejscu, w którym panicznie boisz się wszystkiego. Lata w wojsku nauczyły mnie by decydować sercem a nie zawsze głową. Mój oddech zaczął się pomału uspokajać gdy poczułem wzrok swojej towarzyszki kierujący się ku mojej osobie. Oddałem spojrzenie, jej tęczówki dosłownie miały kolor morza, nie do końca takiego czystego. Odetchnąłem uśmiechając się lekko, spuściłem głowę bym mógł odpocząć od stresujących wrażeń. Spokojniejszy oddech Cassandry uderzał szybko o moją skórę, upewniając mnie przy tym, że wreszcie wszystko się skończyło. Przełknąłem ślinę i wygiąłem się by dosięgnąć pluszowego misia, by po chwili znalazł się on na brzuchu szatynki. Nie mówiąc nic pomału przyjmowała pozycję siedzącą.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Chciałem iść tylko na spacer - wypowiedziałem w jej kierunku lekko rozbawiony. Nie musiała szykować mi takich niespodzianek. Wyciągnąłem dłoń w kierunku dziewczyny, po czym gdy delikatnie ją chwyciła, kierowaliśmy się w stronę zachodzącego słońca. Chodziliśmy w kółko przez pół godziny tylko po to by nacieszyć się jesienną bryzą. Chciałem głównie by nowo poznana dziewczyna zmniejszyła swój dystans do sytuacji i zaklimatyzowała się w nowym otoczeniu. Na pewno nie było to proste zadanie co doskonale rozumiałem. Próbowałem wymyślić sposób zaczepienia, w moich myślach pojawił się szeroki uśmiech gdy z dala ujrzałem budkę z fast foodami. Chwyciłem kruchą dłoń mojej towarzyszki i bez namysłu ruszyłem w kierunku knajpki. Widząc w jakim dziewczyna jest stanie, wnioskuję, że musiała naprawdę dawno coś jeść, jeśli w ogóle można było nazwać to jedzeniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nadgarstek Cassie zaczął szamotać się z moją dłonią, bała się.</div>
<div style="text-align: justify;">
-J-justin, nie... - wydukała pół szeptem próbując coś wskórać. Spojrzałem na nią ukradkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Powiedz mi, kiedy ostatnio coś porządnego jadłaś? - zapytałem retorycznie by po chwili dodać krótkie-</div>
<div style="text-align: justify;">
- No właśnie - westchnąłem i pchnąłem stare, drewniane drzwi od baru. Nie było w nim dużo ludzi, zauważyć można było tylko małą, towarzyską grupkę siedzącą gdzieś w kącie. Przyglądali się nam uważnie. Cóż, moja towarzyszka nie była w najlepszym stanie. Nie chciała tu być, stała za mną i czekała na moje ruchy. Usiedliśmy przy małym stoliku nie za blisko wejścia. Jej dłonie były złączone razem, patrzyła raz na mnie raz oglądając się za nowymi klientami spelunki.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Nikt cię tu nie znajdzie, jesteśmy daleko od nich - wyszeptałem kładąc swoją dużą dłoń na jej malutką. Spojrzała na mnie a iskierki w jej oczach znowu się pojawiły, było mi miło, że udało mi się zgasić jej obawy. Po chwili podeszła do nas wysoka, szczupła blondynka, kelnerka jak mniemam. Uniosłem wzrok w górę i przygryzłem wargę, miałem słabość do takich kobiet ale nie miałem w tym momencie ochoty na tandetne flirty. Zamówiłem dwa duże hamburgery z podwójnymi dodatkami, na co Cassie zmierzyła mnie tylko przerażonym wzrokiem, zaśmiałem się na jej reakcję. Kobiet stojąca przy nas zapisała w notesiku moje zamówienie i odeszła od nas naprawdę zmysłowym krokiem, jej pupa falowała przez co jej pośladki uwydatniały się jeszcze bardziej. Jako babiarz nie potrafiłem oderwać od niej wzroku, ale jak na mnie dosyć szybko to zrobiłem, miałem inne interesy do załatwienia. Szatynka patrzyła na mnie z lekkim grymasem na twarzy, po czym widząc, że skończyłem już obserwacje, szybko zamieniła go na delikatny uśmiech.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Potrzebujesz pomocy mała - westchnąłem zamieniając swój ton na całkowicie poważny. W końcu trzeba było naruszyć ten temat a przy jedzeniu wydawało mi się to najlepszą opcją.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Nie potrzebuje pomocy, jest okey - wzruszyłam delikatnie ramionami. Sama siebie okłamywałam, wiedziałam w jakim jestem stanie jednak bałam się przed sobą do tego przyznać. Po chwili na stole ujrzałam dwa ogromne talerze z jeszcze większymi bułkami na nich. Blond kelnerka wyraźnie podrywała szatyna, wymachiwała swoim biustem tuż przez jego oczami, a jemu jak najbardziej to pasowało, przyglądał się im z zachwytem. Nie powinno mnie to obchodzić ale obchodziło i nic na to nie poradzę. Nie umiem panować nad swoimi myślami, chodzą swobodnie po mojej głowie i ani myślą o wydostaniu się z niej. Ręka mojego towarzysza sprawnie wydostała się na poziom dłoni cycatej blondynki, sprytnie przekazała mu malutką karteczkę i ponownie kręcąc pod rytm piosenki lecącej ze starej szafy grającej tyłkiem, odeszła za bar. Mężczyzna siedzący na przeciwko mnie był wyraźnie ucieszony i umieścił kawałek papieru w kieszeni swoich spodni. Zagryzłam mocno wargę czując się dziwnie w zaistniałej sytuacji, czułam się ciężarem, a przecież nikogo o łaskę nie prosiłam. Chłopak ponownie spojrzał na mnie i przyjął postawę jak w czasie naszej krótkiej rozmowy. Oblizał pomału usta i widząc, że nic ze mnie nie wydobędzie, wziął się za pałaszowanie swojej porcji. Nie czekając dłużej poszłam w jego ślady. Nie chciałam wyglądać na wygłodzoną idiotkę więc byłam zmuszona brać jedzenie małymi kęsami co było trudne widząc hamburgera pierwszy raz od roku, będąc miesiąc o głodzie, do tego był taki duży i miał mnóstwo dodatków... Skarciłam się w myślach. Mój żołądek wykonywał taniec szczęścia a moja buzia zabierała coraz większe fragmenty napchanej warzywami, sosami i mięsem bułki do mojego wnętrza. Poczułam wzrok Justina na sobie, a po moich policzkach po raz kolejny dziś poleciały strużkiem łzy. Ogarniał mnie ogromny głód i nie potrafiłam tego powstrzymać, mimo że wyglądałam jak dziwoląg jedząc z prędkością światła i zdawałam sobie z tego sprawę. Przełknęłam ciężko dużego, ostatniego gryza mojej kanapki i podciągnęłam parę razy nosem wycierając słone łzy. Wytarłam szybko buzię, czułam jak moje policzki zalewa fala rumieńców.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ciche westchnięcie wydobyło się z ust chłopaka i dokańczając swoje jedzenie, usiadł obok mnie by pozwolić mi przytulić się do jego ciepłego ciała. Uczyniwszy tak, cichutko pochlipywałam wciąż czując to ogromne brzemię w brzuchu. Czułam się strasznie myśląc, że Justin już myśli o mnie negatywnie a tu takie zaskoczenie. Kelnerka na pewno odpływała zza lady z zazdrości a mnie to tylko satysfakcjonowało. Objęłam swoimi drobnymi ramionami, barki chłopaka a moje usta dotykały jego ciepłej skóry na szyi. Poczułam jak przez jego ciało przechodzi dreszcz, ale nie chciałam zwracać na to uwagi. Czułam wzrok gapiów na sobie, co spowodowało, że jeszcze mocniej wtuliłam się w ciało szatyna. Dawno nie czułam się tak ciepło. Oderwał się ode mnie chwilę potem jak o tym pomyślałam. Patrzył na mnie wyczekująco.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Wszystko co najważniejsze już ci powiedziałam - przerwałam ciszę podpierając brodę na dłoniach, które te zaś podtrzymywane były przez łokcie oparte o brudny, okrągły kawał drewna. Chciałam by już było po wszystkim, bym wróciła do ciepłego łóżeczka w domu i poszła spokojnie spać. Byłam wymęczona jak wędrowiec po wyprawie przez całe Stany Zjednoczone. Justin wstał nagle i położył banknot wysokości 5 dolarów, po czym splótł swoją dłoń z moją i jak gdyby nigdy nic kierował się ze mną w stronę wyjścia, uprzednio puszczając uroczej (cycatej) pracownicy baru oczko, opuściliśmy lokal.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Dasz radę chodzić w tych kapciuszkach? - westchnął ciężko patrząc na moje "buty", które wyglądały jakby przetrwały niejeden pożar.</div>
<div style="text-align: justify;">
-To niedaleko, zostawiłem samochód nieopodal tych starych baraków - mruknął nie czekając na moją odpowiedź, ruszył naszymi ciałami do przodu. Nie znałam go i jego zamiarów jeszcze zbyt dobrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Jedziemy gdzieś? - spytałam pełna obaw. Jednak cieszyłam się, że byłam już śmielsza do dzielenia z chłopakiem jakichś dialogów. Podążałam za nim grzecznie co do kroku.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Powinnaś się wykąpać i ogarnąć, nie jesteś już częścią tego - wskazał na ceglane, kompletnie nie zadbane budowle.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Teraz będziesz częścią tego - wziął mnie niespodziewanie na barana a ja pisnęłam przerażona. Zawiesiłam silnie ramiona na jego szyi i opanowywałam oddech, każdy gwałtowny ruch ze strony innych osobników w stosunku do mnie wydawał się być dla mnie na pierwszy rzut czymś szkodliwym i zagrażającym mojemu życiu, w którym i tak nie chciałam zbytnio uczestniczyć. Brązowooki uśmiechnął się lekko po czym szedł szybkim krokiem do samochodu, bym po chwili leżała już na tylnych siedzeniach. Uniosłam się delikatnie by zapiąć pasy jak na grzeczną dziewczynkę przystało. Po chwili wyjechaliśmy na główną drogę. Nie znałam kompletnie okolicy, ostatnimi czasy przesiadywałam tylko między czterema ścianami lub wśród śmieci na wysypisku w poszukiwaniu jakichś środków do życia, pożywienia, napojenia, obserwowałam zatem widoki za oknem z wielkim zainteresowaniem. Piasek dookoła, drzewa powyginane w różne strony pod wpływem wiatru. Nawigacja w samochodzie pokazywała <i>2 kilometry </i>a ja za nic w świecie nie miałam pojęcia gdzie nowy znajomy mnie wiózł.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po dziesięciu dłużących się dla mnie minutach jazdy w napiętej atmosferze, mężczyzna zatrzymał się na parkingu motelu "<i>Relax</i>". Otworzył mi drzwi jak prawdziwy gentelmen a ja bojąc się konsekwencji jakiegokolwiek oporu, wysiadłam z pojazdu. Kroki mojego towarzysza były pewne i zdecydowane, wiedział gdzie szedł. Po przejściu paru kroków, weszliśmy do budynku. Nigdy nie byłam w motelu więc nie miałam bladego pojęcia co sądzić o wystroju. Ściany pokryte starymi, drewnianymi panelami, skrzypiąca podłoga i recepcjonista oglądający filmy pornograficzne na komputerze jak mniemam pracowniczym. Podążyliśmy na pierwsze piętro i skręciliśmy w prawo do pokoju z numerkiem <i>4.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Przywitał mnie zapach zgnilizny i pięknych, męskich perfum Justina pomieszanych w jedność. Nie był on najgorszy. Pokazał gestem na białe drzwi, by po chwili się odezwać.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Tu masz łazienkę, są tam ręczniki, płyny do mycia... myślę, że wszystko co potrzebujesz. - stwierdził i pomaszerował do malutkiej kuchenki we wnęce korytarzyka. Weszłam niepewnie do łazienki i zamknęłam szybko drzwi na zamek. Od czasów szpitala nie ufam nikomu, nie potrafię i nawet nie chcę. Zdjęłam swoje przemoczone, wybrudzone i wynoszone ubrania, po czym złożyłam je starannie w kostkę. Nie chciałam robić bałaganu zresztą to i tak nie w moim stylu. Wchodząc do kabiny, trzymałam się mocno poręczy by broń panie boże nie poślizgnąć się, jeszcze tego mi brakowało. Moje ciało od razu się rozluźniło czując ciepłą i tak wytęsknioną przeze mnie wodę. Jęknęłam pół szeptem zadowolona i zsunęłam się po ścianie kucając w rogu prysznica. Kropelki cieczy przyjemnie opadały na moje zdrętwiałe i obolałe plecy, czułam jak każdy mięsień rozluźnia i rozwiązuje swoje supły, a ja wreszcie jestem wolna. Odchyliłam głowę do tyłu, tak by opierała się o gorące już kafelki, po czym zamknęłam oczy i napawałam się chwilą. W poszukiwaniu za płynem, znalazłam tylko dwa męskie, więc nie mając wyboru, nałożyłam jeden z nich na gąbkę i mydliłam delikatnie swoje posiniaczone ciało. Czułam się tak błogo, niczym syrenka w krainie pełnej wody i bąbelków. Nie chciałam by ta chwila się kończyła, ale moja skóra mówiła co innego i zaczęła się marszczyć. Nienawidziłam tego uczucia, była taka gruba i ciężka, a ja lubiłam czuć się jak motylek. Wychodząc spod prysznica, owinęłam się ręcznikiem i dokładnie opłukałam brodzik. Unikałam wzrokiem lustra, które na moje nieszczęście zajmowało prawie połowę ściany. Nie chciałam nawet myśleć, że tu jest by moje myśli znowu nie zaczęły konwersacji z moją dobrą stroną. Po za tym nie chciałam patrzeć na swoje przerażająco chude ciało, całe w ranach i siniakach, to obrzydliwe. Spojrzałam ukradkiem na szkło a moje serce zaczęło bić szybciej, nawiązywałam połączenia z moim umysłem, mówiąc że tego nie chcę, jednak nadaremno. Przełknęłam ciężko ślinę i zaczęłam oglądać dokładnie swoją twarz, nie poznawałam samej siebie, jakbym to nie była ja. Usłyszałam trzask drzwi a ja podskoczyłam z przerażenia po czym szybko spojrzałam na lustro upewniając się, że nikt mnie nie nawiedza.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Cassie to ja, zapomniałem dać ci bluzkę i bieliznę na zmianę - słysząc głos Justina, mój oddech od razu spowolnił, podeszłam do drzwi zostawiając za sobą mokre ślady i przekręciłam zamek. Widząc jego minę nie był zachwycony widząc mnie prawie nago, zresztą nie dziwiłam mu się. Przyglądał mi się tak dokładnie, że musiałam odchrząknąć by oderwać go od zamyśleń. Położył ubrania na pralce, po czym kiwnął przepraszająco głową i wyszedł bez słowa. Westchnęłam z nadmiaru stresów w ciągu jednej minuty i bardzo szybko nałożyłam na siebie materiał przyniesiony przez szatyna. Stanęłam już przy łóżku, leżał na nim chłopak odziany tylko w czarne bokserki Calvina Kleina, był odwrócony do mnie tyłem, jego barki miały wyrysowany kształt, nie trzeba było się przyglądać by widzieć, że jest niesamowicie wysportowany i umięśniony. Zagryzłam delikatnie wargę a moja pewność znowu spadała do minimum. Wgramoliłam się pod kołdrę tuż obok ciała brązowookiego, ułożyłam głowę na poduszce koloru ecru, mój lekko przyśpieszony oddech spoczywał na jego opalone plecy. Poczułam jego niespokojne ruchy, po chwili jego twarz dzieliła milimetry z moją, wyczuł moją obecność. Oddychał nierówno prowadząc ze mną kontakt wzrokowy, szukałam czegoś w jego spojrzeniu ale sama nie wiedziałam czego.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Justin... obiecujesz mi coś? - wyszeptałam niecierpliwie czekając na odpowiedź, było to dla mnie bardzo ważne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEqeJziJd1dAiIO5kC6rpr0ZyGE3QOYwN42DCJb1j-RPnUn_OjFrImVCzumjX1AGiNKIY2dzEtNbRR4Sd5ap3SgbQsuoBmDNJM2MDxXKVUsx2Xc0XmKrWFt44yjsva-XrpctEe2ej0onFP/s1600/K3ik.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEqeJziJd1dAiIO5kC6rpr0ZyGE3QOYwN42DCJb1j-RPnUn_OjFrImVCzumjX1AGiNKIY2dzEtNbRR4Sd5ap3SgbQsuoBmDNJM2MDxXKVUsx2Xc0XmKrWFt44yjsva-XrpctEe2ej0onFP/s1600/K3ik.png" height="82" width="320" /></a></div>
</div>
Za nami rozdział piąty! Przepraszam za dwudniowe opóźnienie ale miałam duże problemy z internetem. Co mogę tu więcej dodać, dziękuje Wam bardzo za wspaniałe komentarze, na prawdę napędzają mnie do dalszego pisania i nawet nie wiecie jak się cieszę czytając je. Następny rozdział mniej więcej za tydzień bo mam ślub koleżanki. Komentujcie i tweetujcie na twitterze z hashtagiem <a class="twitter-hashtag-button" data-lang="pl" data-related="vaginbizzle" href="https://twitter.com/intent/tweet?button_hashtag=TroublePL">Tweet #TroublePL</a><br />
Kocham was!<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPhTJOpXUV1K7I2eFcjQZCo8IBkqYru0ksAym2DKSq9rIRjzWL0D1zgzpoCAUHc9DShmR43T70O_yB9R3jJBxDs_1a8gj1jz-jtHuCb2RbTfxP9pdD6YldStaCxwjlJYnlloN760U5wUnr/s1600/czytasz-komentujesz.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPhTJOpXUV1K7I2eFcjQZCo8IBkqYru0ksAym2DKSq9rIRjzWL0D1zgzpoCAUHc9DShmR43T70O_yB9R3jJBxDs_1a8gj1jz-jtHuCb2RbTfxP9pdD6YldStaCxwjlJYnlloN760U5wUnr/s1600/czytasz-komentujesz.png" /></a></div>
<br /></div>
</div>
<script>!function(d,s,id){var js,fjs=d.getElementsByTagName(s)[0],p=/^http:/.test(d.location)?'http':'https';if(!d.getElementById(id)){js=d.createElement(s);js.id=id;js.src=p+'://platform.twitter.com/widgets.js';fjs.parentNode.insertBefore(js,fjs);}}(document, 'script', 'twitter-wjs');</script>June Jailerhttp://www.blogger.com/profile/16509316293354569951noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-6697830191761738892.post-54862998580694885622014-08-01T09:12:00.002-07:002014-08-19T05:05:06.928-07:0004. Hideaway<div style="text-align: center;">
<br />
<div style="text-align: justify;">
Patrzył na mnie w sposób nie do opisania, widziałam w jego spojrzeniu przede wszystkim zdziwienie ale i ból, kpinę, nawet wściekłość. Bałam się go. Spuściłam szybko wzrok i błagałam w myślach los, by dał mi ze strony chłopaka jakąś odpowiedź, nawet ciche mruknięcie, cisza mnie przytłaczała. Podszedł do mnie i chwycił mnie mocno za nadgarstki, zadrżałam na jego dotyk i podkuliłam bardziej nogi. Przybliżył swoją twarz do mojej, oddychał szybko.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
-Myślisz, że jestem głupi? - wysyczał patrząc mi prosto w oczy, jego głos przybrał ochrypły i wyjątkowo groźny ton. Nie spodziewałam się takiej reakcji, zachowywał się tak jakby chciał bym zniknęła i to wszystko okazało się nieprawdą, że to się nie wydarzyło. Też tego chciałam, chciałam świętego spokoju. Denerwował się coraz bardziej, kiedy nie uzyskiwał ode mnie żadnego wytłumaczenia, dawałam mu jedynie pojedyncze i krótkie zerknięcia w jego stronę oraz histerycznie szybkie wdechy i wydechy powietrza. Żyła na jego skroni podskakiwała, jakby miała zaraz pęknąć i rozlać na mnie krew na znak zemsty. Szatyn ujął moją twarz w dłonie i obserwował moją mimikę, która co chwilę zmieniała się pod wpływem narastającego ucisku, którym mój towarzysz obdarowywał moje delikatne i blade policzki. Był silny. Wiedział, że kłamię, był tajemnicą przez co bałam się jeszcze bardziej. W końcu pokiwałam głową na nie. Nie chciałam się nic odzywać, ale wiedziałam, iż chłopak i tak nie da mi spokoju.<br />
-Teraz twoja kolej... kim ty jesteś? - wreszcie zebrałam się na odwagę by cokolwiek wylęgnąć z mojego gardła, głos trząsł mi się coraz bardziej z każdym wypowiedzianym słowem. Prychnął wściekły, chyba jednak nie wpadło mu do głowy, że nie spodziewałam się żadnych gości, dlatego nizowąd nie będę wiedziała cóż to za osobnik, który brutalnie ściskał moją twarz. Jego rysy twarzy naprężały się a brwi marszczyły. Widziałam, że miał dość tego napięcia panującego nieustannie od około 10 minut.<br />
Odsunął się ode mnie parę milimetrów i usiadł tuż obok mojego bezwładnego ciała, które pomału zaczęło wracać do żywych. Patrzył na mnie z ogromnym zainteresowaniem, jakbym była jakimś cennym dziełem sztuki podróżującym z muzeum do muzeum, a byłam całkowitym jego przeciwieństwem, nie było we mnie nic cennego a tym bardziej interesującego. Mężczyzna zaczął mnie pomału irytować. Nie wiedziałam po co tu przyszedł, przypuszczam kawał drogi i czego ode mnie chciał, bałam się nawet, że jest on z jakiegoś urzędu lub z policji ale.. przecież to nie było możliwe, Amanda z jej mamą za bardzo się postarały o moje bezpieczeństwo by teraz miało mi coś zagrażać- pomyślałam. Nie miałam więcej odwagi się by się odezwać, wszystkie jej zasoby wyczerpały się w jednej chwili.<br />
-Jestem Justin Bieber - mruknął niespodziewanie niesamowicie pogardliwym tonem. Poczułam ogromną gulę w gardle, oddychałam głęboko bojąc się, że zaraz może zabraknąć dla mnie powietrza. Tego kompletnie się nie spodziewałam. Wstałam na równe nogi, które trzęsły się na boki. Podtrzymywałam się kruchej ściany. Brązowooki obserwował każdy mój ruch, każdy mój oddech, każdy mój krok. Wychwyciłam chwilę jego nieuwagi i zbierając całkowite resztki swoich sił zaczęłam uciekać, tak- uciekanie to zdecydowanie moja specjalność. Budynek, w którym się znajdowaliśmy mimo swojego surowego stanu i lat, był naprawdę duży.<br />
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
Plątałam się między pomieszczeniami, które przypominały małe pokoiki, przez miesiąc był to mój jedyny 'dom' więc znałam każdy jego zakamarek. Zatrzymałam się widząc małego pluszowego misia siedzącego w kącie jednego z nich, był cały w tynku, wyglądał jakby został poturbowany przez tabun byków, wypluty. Widziałam w nim siebie. Nie zwracając już uwagi czy tajemniczy nieznajomy mnie znajdzie, upadłam na kolana przed zabawką.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
Wzięłam szmaciankę do swoich delikatnych dłoni i po prostu się w nią wtuliłam, jak małe dziecko, które zostało całkowicie pozbawione miłości i poczucia bezpieczeństwa, cofnęłam się w czasie. Po sekundzie do moich uszu napływały ciche szlochnięcia, które wydobywały się z mojego wysuszonego gardła. Nie było tu zbyt dużo wody, jedynie czasami udawało mi się znaleźć jakiś stary baniak na wysypisku zaraz obok miejsca mojego schronienia. Poczułam silną dłoń na ramieniu.<br />
-Zostaw nas- wydukałam wtulając się bardziej w pluszaka, skuliłam się jak tylko mogłam bojąc się, że chłopak zabierze mi mojego nowego przyjaciela. Westchnął pod nosem i usiadł obok 'nas'. Trzymał swoją rękę na moich plecach przez co wcale nie stawałam się spokojniejsza. Ucałowałam misia w czubek jego główki i niepewnie spojrzałam na szatyna. Widziałam w nim zupełnie nową osobę, patrzył na mnie tak... spokojnie, nie tak jak wcześniej. Jednak dalej wiedziałam, że oczekiwał ode mnie odpowiedzi i byłam gotowa by mu ją dać, a przynajmniej tak mi się zdawało.<br />
-Powiesz mi kim jesteś naprawdę? Nie zrobię ci krzywdy- wyszeptał bojąc się o moją reakcje, zrozumiał, że nie jestem zwyczajną dziewczyną ukrywającą się w starym baraku z czasów II wojny światowej, byłam chora i wreszcie to zauważył. Wyciągnął do mnie dłoń i pokazał na szarą od kurzu zabawkę, którą mocno trzymałam w swoich wychudzonych ramionach.<br />
-Jak ma na imię twój przyjaciel? - zapytał z lekkim uśmiechem. Po głowie krążyło mi tylko jedna nazwa.<br />
-Dusty... Ma na imię Dusty*- powiedziałam cicho, na co mężczyzna w wojskowej kurtce tylko się zaśmiał.<br />
-Ale wiesz, że Dusty nie zawsze będzie musiał być w takim stanie, umyjemy go i będzie jak nowy i nie zdziwiłbym się jakby było mu przykro - mruknął rozbawiony na co i ja lekko się uśmiechnęłam. Chłopak chciał bym mu zaufała. Życie nauczyło mnie, że mogę liczyć tylko na siebie, dlatego bałam się oddać mu swoją tajemnice, nie byłam pewna czy ma dobre intencje.<br />
-Jestem Cassie - zdradziłam tylko imię. Wreszcie szeroko się uśmiechnął, pierwszy raz w życiu widziałam taki uśmiech, szczery.<br />
-Cassie to śliczne imię, na pewno ładniejsze od Mariny, co mówiłem wielokrotnie mojej mamie, cóż za zbieg okoliczności, że moja siostra, za którą teraz się podajesz miała mieć na imię tak samo jak ty - powiedział pół żartem pół serio, wreszcie odkrył przede mną karty, zorientowałam się kim jest.<br />
Wysłałam mu przepraszające spojrzenie, tak naprawdę nie wiedziałam co miałam dalej powiedzieć.<br />
-Wytłumaczysz mi teraz dlaczego to robisz? - ułatwił mi to zadanie. Westchnęłam ciężko, wiedząc, że właśnie nadszedł moment, w którym muszę wyjść z mojego własnego świata i otworzyć się na ten prawdziwy a cholernie tego nie chciałam.<br />
-Chcesz znać moją historię? - prychnęłam cichutko.<br />
-Okay, tylko ostrzegam, że ze mną jest jak z mafią, raz wejdziesz w te układy a potem nie oderwiesz się od nich do końca życia - zaśmiałam się pod nosem i zagryzłam wargę. Nieznajomy (już nie tajemniczy) usiadł naprzeciwko mnie na znak, że chce się w to wdrożyć. Spojrzałam mu w oczy.<br />
-Uciekłam ze szpitala psychiatrycznego...Około miesiąc temu, nie byłam w stanie się odnaleźć, traktują tam ludzi jak króliki doświadczalne, podają nam nieznane leki a po nich czujemy się jeszcze gorzej. -patrzyłam tempo w ścianę przypominając sobie wszystkie bolesne chwile. Wszystkie igły wbijane w moje bezbronne ciało. Proszki, żyletki, dżem w mikroskopijnym pudełeczku. Moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze, a moja blada skóra nabrała gęsiej skórki.<br />
-Byłam tam rok, z dnia na dzień czułam jak umieram coraz bardziej i coraz szybciej. Nie chciałam się tak czuć więc... więc moja determinacja zwyciężyła i musiałam się stamtąd uwolnić. - przerwałam na chwilę by zaczerpnąć powietrza i rzucić kątem oka na zszokowanego wręcz mężczyznę. Zdjął swoją masywną morówkę i nałożył mi ją na ramiona, widząc jak się trzęsę. Chcąc mieć to wszystko za sobą kontynuowałam opowieść.<br />
-Trafiłam na wspaniałą osobę, ma na imię Amanda, jej mama pracuję w urzędzie, pomogły mi zmienić tożsamość, a że twoja siostra była podobna do mnie z wyglądu, wzrostu... padło na nią. Nie spodziewałam się, że kiedyś mnie znajdziesz, nie myślałam wtedy o tym mając perspektywę normalnego życia przed oczami ale... dopiero teraz widzę jak bardzo byłam naiwna. - po moich policzkach słynęły gorzkie łzy, znałam ten smak na pamięć, towarzyszył mi niemalże całe życie.<br />
<div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<div>
Szatyn nie wiedział jak zareagować, jak mniemam pierwszy raz ma do czynienia z taką osobą jak ja. A jaką ja byłam osobą? - zadałam sobie pytanie. Nie znałam siebie, nie wiedziałam kim tak naprawdę jestem i po co. Kreowałam siebie tylko po to by zaretuszować swoją nienormalność. Byłam nienormalna. Chłopak siedział oparty o swoja dłoń, myśląc nad wszystkim. Jemu na pewno też nie było łatwo, też nie byłabym zadowolona spotykając osobę podającą się za bliską mi osobę, która odeszła i poznając bolesną przeszłość oszusta. To tak jakby obarczenie, które dajemy tylko i wyłącznie przez psychikę, a takie boli najbardziej. Zadaje najwięcej bólu, który nigdy nie będzie równał się z tym fizycznym. Postać obok mnie uniosła twarz. Wstał na równe nogi i patrzył na mnie z góry.</div>
<div>
-Chodź, wyciągnę cię z tego brudnego świata - zadeklarował niczym książe do swojej królewny i wziął mnie na ręce, nie pozwalając upuścić mi Dusty'ego. Wtuliłam się w ciepłe ciało silnego mężczyzny i nie mając już niczego do stracenia dałam się mu porwać do krainy złych potworów i wróżek znanych z kultowych książek, inaczej do świata żywych i umarłych, do prawdziwego świata, w którym będę musiała nauczyć się żyć.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEqeJziJd1dAiIO5kC6rpr0ZyGE3QOYwN42DCJb1j-RPnUn_OjFrImVCzumjX1AGiNKIY2dzEtNbRR4Sd5ap3SgbQsuoBmDNJM2MDxXKVUsx2Xc0XmKrWFt44yjsva-XrpctEe2ej0onFP/s1600/K3ik.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEqeJziJd1dAiIO5kC6rpr0ZyGE3QOYwN42DCJb1j-RPnUn_OjFrImVCzumjX1AGiNKIY2dzEtNbRR4Sd5ap3SgbQsuoBmDNJM2MDxXKVUsx2Xc0XmKrWFt44yjsva-XrpctEe2ej0onFP/s1600/K3ik.png" height="82" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
*Dusty (ang.) - zakurzony</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Rozdział czwarty napisany! Przepraszam za kolejne opóźnienie, wiem, że zawiodłam po raz kolejny przez co niesamowicie mi smutno, niestety po prostu nie byłam w stanie napisać rozdziału wcześniej z racji osobistych. Dzisiaj troszkę o historii Cassandry i jednocześnie wstęp do rozwijającej się pomału znajomości Justina i Cassie. Mam nadzieję, że rozdział chodź troszeczkę was zadowoli (miejmy nadzieję, że i nawet bardzo) oraz że zostaniecie z tym opowiadaniem i będziecie znosić moje opóźnienia, za które jeszcze raz strasznie mocno przepraszam. Kolejny rozdział między środą a czwartkiem także będzie wcześniej niż zazwyczaj. Zachęcam do obejrzenia <b><a href="https://www.youtube.com/watch?v=f8YY9JhguFU&feature=youtu.be" target="_blank">zwiastunu </a>. </b>Kocham Was i do następnego razu. </div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
June Jailerhttp://www.blogger.com/profile/16509316293354569951noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-6697830191761738892.post-57252778999905785622014-07-18T19:14:00.004-07:002014-08-28T09:53:07.672-07:0003. Derniere Danse<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
<span style="text-align: justify;"> Odwróciłem się pomału i niepewnie. Moje usta rozszerzyły się lekko gdy ujrzałem drobną postać, dziewczynę. Jej brązowe włosy opadały na jej opuchnięte i</span> zaczerwienione <span style="text-align: justify;">oczy, z których biło przerażenie. Cała się trzęsła, zapewne ze strachu i z zimna jakie musiało ogarniać jej wychudzone ciało, miała na sobie jedynie cieniutki, lawendowy sweterek. Zrobiłem krok do przodu na co szatynka nie zareagowała zbyt pochlebnie i oddaliła się ode mnie, szła do tyłu póki jej plecy nie zderzyły się z chłodną ścianą. Wzdrygnęła się, jej oddech znacznie przyśpieszył, z chwili na chwilę jej zachowanie stawało się coraz bardziej histeryczne. Patrzyłem na jej ruchy i zachowanie. W pewnym momencie zaczęła płakać, zsunęła się po murze i upadła na podłogę. Ciągnęła mocno za pasma swoich długich włosów. Stałem w miejscu i po prostu przyglądałem się nowo poznanej dziewczynie. Nie wiedziałem co powinienem zrobić, dzwonić na pogotowie, może podejść do niej...</span><br />
Płakała dosyć długo, jednak po czasie 'uspokoiła się' i spojrzała na mnie. Mimo niebieskiej - wyróżniającej się barwy tęczówek, widać było tylko blask jaki dawały łzy na jej spojówkach. Panowała między nami zupełna cisza, jedyny dźwięk wydawały głębokie i szybkie oddechy mojej towarzyszki. Widziałem, że nie miała już siły na jakąkolwiek obronę więc bez wahania usiadłem przed nią.<br />
-Kim jesteś? Zgaduje, że nie miałem znaleźć się tutaj przypadkowo- powiedziałem cicho badając wzrokiem jej mimikę twarzy. Miała spuszczoną głowę dół, widziałem tylko jej czubek. Westchnąłem ciężko będąc przerośnięty całą tą sytuacją.<br />
<br />
<u>Cassandra, rok wcześniej </u><br />
Leżałam spokojnie na swoim łóżku czytając magazyn o modzie. Czytanie mnie uspokajało, patrzenie na kolorowe strony brukowców, najnowsze trendy sezonu, chciałam żyć jak normalna nastolatka. Męczyły mnie małe literki cisnące się na siłę do moich oczu. Nie chciałam takiego życia, na przymus. Tak naprawdę byłam inna i ciężko było mi udawać kogoś kim nie jestem i nigdy nie będę. Nie chodziłam na imprezy z przyjaciółmi, bo w ogóle ich nie miałam. Byłam zamknięta w sobie, dążyłam do jakichkolwiek zmian, do pewności siebie jednak ja... ja chyba po prostu nie potrafiłam być kimś innym.<br />
Rzuciłam agresywnie gazetą, którą przed chwilą trzymałam, usłyszałam tylko szelest kartek. Schowałam twarz w poduszki. Czułam się potwornie bezsilna. Ścisnęłam materiał poduszki w pięściach, zaczęłam płakać, w łzach wylatywała cała moja gorycz. Płacz był dla mnie rzeczą normalną, mało tego - nie pamiętałam już jak wyglądał dzień z jego brakiem, czy w ogóle taki był. Lubiłam płakać. Łkałam cicho cały dzień siedząc skulona na łóżku. Mama pracowała na noce a tata nie odzywał się do mnie od 3 lat. Czułam się niechciana przez cały świat i byłam przekonana, że się nie mylę. Mimo moich problemów nigdy się nie pocięłam. Byłam chyba za dużym tchórzem by to zrobić, za co też się karciłam. Przesiadywałam całe dnie w swoim pokoju, bardzo go lubiłam. Ściany były koloru pastelowego fioletu, duże łóżko pod ścianą i okno, które było jedynym łącznikiem między mną a codziennością. Koło niego znajdował się fotel w odcieniu pudrowego różu. W dzieciństwie był moim tronem, na którym zasiadałam dumnie jako mała księżniczka w królestwie państwa Berry. Było mi cholernie trudno. Nie mogłam znaleźć punktu wyjścia, czułam się uwięziona we własnym ciele.<br />
-Ile bym dała by dalej być tą małą Cassie... - wyszeptałam przez łzy, jakby ktoś miał usłyszeć moje skamlanie. Nagle usłyszałam przerażający krzyk. Czułam kołatanie swojego serca, niesamowite gorąco, żar... byłam w ogromnej panice. Wybiegłam jak poparzona z pokoju, próbowałam zejść na dół po schodach ale w drogę zasłaniał mi szary i gęsty dym, uderzał w moją twarz przez co się dusiłam.<br />
-Mamo! Mamo co się dzieje? -wydukałam kaszląc między słowami. Przed moimi oczami przejawiały się czarne mroczki, czułam jak opadam na twarde drewno. Bezwładna opadłam na schody, czad całkowicie pozbawił mnie siły.<br />
<br />
Po załóżmy 3 godzinach obudziłam się w małej, zimnej sali. Przy pierwszym zderzeniu ze światłem dziennym musiałam zamrugać oczami, ale po chwili mogłam normalnie patrzeć. Siedziała obok mnie starsza osoba, siwe, króciutkie włosy, idealnie ułożona, podkręcana codziennie rano na wałki kosmetyczne krzywka, zadbana skóra-nikt nie powiedziałby, że owa osoba przeżyła już 65 wiosen. Moja babcia siedziała lekko przygarbiona na krześle, miała spuszczoną głowę a co parę sekund można było usłyszeć ciche chrapnięcia. Spała, ale mimo to trzymała w swojej delikatnej dłoni, moją.<br />
<div>
Uśmiechnęłam się na tyle na ile potrafiła rozciągnąć się w tym momencie wysuszona skóra na moich spierzchniętych wargach. Czasami zdawało mi się, że los obdarzył mnie tyloma zagwozdkami tylko po to by dać mi radość w postaci mojej drugiej mamy. Tak naprawdę to ona mnie wychowywała i uczyła wszystkiego od podstaw. Ona jako jedyna chciała iść ze mną do lekarza i jako jedyna kupuje mi nie tanie leki na depresje. Mama nie pozwala mi ich brać, uważa, że to absurd i kreacja mojej wyobraźni, by zwrócić na siebie uwagę.<br />
-Ba-babciu- wydukałam kierując na nią wzrok i czekając aż się obudzi. Nie musiałam długo czekać, od razu otworzyła oczy i spojrzała na mnie zaspana, uśmiechnęła się szeroko widząc, że się obudziłam, delikatnie mnie przytuliła.<br />
-Jak się czujesz skarbie? - spytała lekko ochrypłym głosem, musiała naprawdę głęboko przysnąć.<br />
-Lepiej, czuję, że mam siłę - uśmiecham się lekko, nagle ogarnął mnie niepokój.<br />
-G-gdzie mama? - zająknęłam się. Mina staruszki od razu się zmieniła, przybrała poważną postawę, za którą na sto procent kryła się zła wieść. Wahała się by powiedzieć mi chodź słowo, nie wiedziała jak zareaguję.<br />
-Skarbie... Mamusią zajmują się lekarze, jest w o wiele cięższym stanie niż ty, ale.. ale żyje- uśmiecha się by dodać mi otuchy, patrzyłam się na nią kalkulując wypowiedziane przez nią zdanie, mimo wszystko kochałam mamę, kochałam ją cholernie mocno. Zaczęłam płakać, nawet nie wiedzieć kiedy. Miałam rozwartą buzię.<br />
-Dlaczego w ogóle był ten pożar? Co się stało? - spytałam słabo, chciałam znać odpowiedź na to najbardziej dręczące mnie pytanie. Widziałam, że moja staruszka nie była chętna do udzielenia mi na ten temat informacji, patrzyłam na nią błagająco.<br />
-Skarbie tylko proszę... Pamiętaj, że to nie jest twoja wina, to przez te kable przewodzące, które montował twój ojciec...- z każdym słowem zaczęłam się coraz bardziej niepokoić, oddychałam szybciej.<br />
-Miałaś włączoną lampkę, po prostu kontakt się przepalił i... -jąkała się przy każdym zdaniu, bała się, wiedziała jak mogę zareagować.<br />
-To... to moja wina... -wydukałam przenosząc wzrok na ścianę naprzeciwko mnie, patrzyłam w nią tempo przez parę, długich sekund. Babcia starała się mi tłumaczyć, używała różnych argumentów jednak to jakby we mnie znikało, jej słowa nie miały najmniejszego znaczenia dla mojego mózgu i tej popieprzonej psychiki. Czułam zbliżający się wybuch, pulsowanie żył. Niekontrolowany krzyk wydobył się z moich różowawych ust, był głośny, słychać było w nim cały mój ból, rozpacz jaka mnie ogarniała. Był przerażający. Zacisnęłam dłonie w mocno ściśnięte pięści i uderzałam nimi w kremową pościel. Warczałam jak wściekły pies, który właśnie wyczuł zagrożenie. Kolejny krzyk wyrwał się z moich ust, z moich oczu zaczęły lecieć łzy, dużo łez... Czułam jak rozrywam się od środka, obwiniałam siebie za wszystko mimo iż w głębokiej podświadomości wiedziałam, że to kwestia zbiegu okoliczności. Schowałam twarz w dłonie, co sekundę spadały na nie kolejne łzy, płakałam głośno, histerycznie. Siwowłosa kobieta nie wiedziała co robić, jeszcze nigdy nie widziała mnie w takim stanie, wybiegła z sali. Po chwili w drzwiach stanęło parę postaci w białych kubrakach, nie byłam wtedy w stanie określić kto to był, nie wiedziałam gdzie jestem, rozglądałam się po pomieszczeniu, trzęsłam się. Czułam się jakbym była w ciasnym i ciemnym pudełku bez wyjścia, wyłam z bezsilności. Złapali mnie mocno za ręce by uniemożliwić mi atak, kopałam nogami i wyrywałam się, bałam się ich, bałam się tego co mogą ze mną zrobić. Poczułam silne ukłucie w dłoni, przeszywające całe moje ciało. Moje oczy poleciały w zupełnie inne kierunki, po chwili opadłam na zimne poduszki. To wszystko co pamiętam...<br />
<br />
Spędziłam rok w najgorszym miejscu na świecie. Kraty w każdych oknach, brak klamek, zero telefonu i kontaktu z jakimkolwiek osobnikiem będącym normalnym człowiekiem, tylko ponurzy lekarze i pacjenci, którzy swoimi schorzeniami i zachowaniami niszczyli mnie co dzień coraz to bardziej. Przesiadywałam całymi dniami w swoim malutkim pokoju, siedząc przy oknie i patrząc na świat, który znajdował się po mojej drugiej stronie, chciałam być z powrotem jego częścią. Oparłam głowę o szybę i godzinami obserwowałam taniec drzew, krople deszczu... ludzi pogrążonych w rutynie dnia codziennego. Tęskniłam za tym. Niesamowicie schudłam, ponad 15 kilo. Lekarze martwili się o mój stan, byłam zamknięta między czterema ścianami, nie odzywając się do nikogo. Kiedy było mi źle, patrzyłam na swój wychudzony nadgarstek, na którym nosiłam najcenniejszą dla mnie rzecz. Bransoletkę z wyrytymi imionami- moim i mojej mamy, łudziłam się, że dalej mnie kocha, mimo wszystkich zmartwień i zamieszań jakich dokonałam w jej życiu w zaledwie rok, 365 dni. Zbierałam włosy z mojego sweterka, codziennie wyrywałam ich po garściach próbując rozładować wszystkie emocje jakie we mnie drzemały, by również zabolało. Z moich ust wychodziła cicha melodia śpiewana przeze mnie nałogowo, moje cichutkie nucenie sprawiało, że się uspokajałam, do tego kołysanie się na boki niczym szarpanie przez nocną bryzę, to była moja jedyna metoda. Na korytarzu panował lekki gwer, dzieciaki wracały z kolacji, albo czymś co miało tą kolację zastąpić, dla każdego po jednej bułce przekrojonej na pół i kieszonkowym opakowaniu miodu lub dżemu, do wyboru, jak kto wolał, przynajmniej to dobre. Na dworze zachodził mrok, widać było tylko blask księżyca i reflektory samochodów poruszających się po drogach wielkiego miasta kilkanaście mil od miejsca mojego położenia, szpital znajdował się na wzgórzu, tuż przy autostradzie. Miałam zgaszone światło, nie potrzebowałam dodatkowego oświetlenia. Westchnęłam, byłam zdeterminowana, dzisiaj postanowiłam z tym skończyć, mimo olbrzymich obaw, pragnienie życia na wolności odganiało ode mnie złe myśli.<br />
Parę minut po północy, gdy każdy już spał, wygramoliłam się delikatnie spod cienkiej, białej kołdry, którą byłam okryta po czubek głowy i wyszłam już w butach na korytarz, zmierzałam niepewnym krokiem do izby pielęgniarek. Kiedy stanęłam przed nimi, zilustrowały mnie zdziwionym spojrzeniem, na pewno się mnie tutaj nie spodziewały, nie o tej porze. Patrzyłam na nimi zaszklonymi oczami, szafir w nich stawał się coraz bledszy. Złączyłam swoje luźno splecione piąstki w jedność i podparłam na nich głowę, patrzyłam na nie z wyczekiwaniem. Podeszła do mnie jedna z nich, lekko przy kości, krótko obcięta blondynka, była moją ulubioną pielęgniarką, jako jedyna chodź trochę troszczyła się o mnie. Objęła mnie ramieniem i delikatnie wtuliła moją głowę w swoją pierś.<br />
-Mała, chciałabyś iść na spacer? - spytała zachęcającym głosem, właśnie o to mi chodziło, mimo iż cholernie bałam się konsekwencji z moich czynów jakie miałam zaraz wykonać. Skinęłam delikatnie głową na tak, założyła kurtkę i ruszyłyśmy razem na parter, trzęsły mi się nogi schodząc po schodach. Byłam blada, nie chciałam sprowadzać na tą biedną kobietę nieprzyjemności, ale i tak nie miałam już niczego do stracenia. Wyszłyśmy przed budynek oswajając się pomału do mrozu jaki panował. Był to koniec zimy, dokładnie lutego. Szłyśmy wzdłuż szosy prowadzącej do drogi głównej, spoglądałam co chwila na moją towarzyszkę z wielkim niepokojem. Ku mojemu olbrzymiemu zdziwieniu, nie odczuwałam już strachu, tylko i wyłącznie determinacja. Przechodząc przez malutki lasek, przekręciłam wizualnie nogę tak by wyglądało na bolesne złamanie, zawyłam z mniemanego bólu, naiwna pracownica wariatkowa dała się nabrać.<br />
-Cassie, wszystko w porządku? -spojrzała na mnie zaniepokojona. Nadszedł ten moment, teraz albo nigdy. Spojrzałam na nią wzrokiem przepełnionym ekscytacją i czym prędzej biegłam przed siebie, sprawnie omijając przeszkody pod nogami. Widziałam tylko swój cel, mimo kołatającego serca podskakującego do gardła, biegłam. Ucieszyłam się, kiedy dotarłam do autostrady, przemieszczając się między ludźmi, łatwo zgubiłam swoją opiekunkę. Pobiegłam do pobliskiej stacji benzynowej, zsunęłam się po ścianie, nie zwracając kompletnie uwagi na kasjerów i płacących klientów. Patrzyli na mnie jak na wariatkę, którą niestety byłam. Ciężko dyszałam, próbując unormować oddech, który pomału traciłam, położyłam się na lodowatej podłodze, poczułam ulgę, kiedy schładzała moje spocone i rozgrzane ciało, byłam cała czerwona na twarzy, niczym dojrzały burak. Osobnicy znajdujący się nieopodal mnie, bezczelnie deptali butami po moich ubraniach, przechodząc prawie po moim wiątkim i całkowicie pozbawionym sił ciele. Zamknęłam oczy chcąc by ten koszmar jak najszybciej przeminął.<br />
-Hej, wszystko w porządku? Wezwać pogotowie? -uniosłam resztkami sił wzrok i ujrzałam średniego wzrostu, postać. Jej włosy były koloru orzecha włoskiego a oczy jeden ton ciemniejsze. Wzbudzała u mnie spokój. Patrzyłam na nią swoimi zmęczonymi spojówkami, uśmiechnęła się tylko i pomogła mi wstać, bez chwili zastanowienia sięgnęłam za jej dłoń i stanęłam do pionu. Patrzyłam na nią przerażona, mimo tego, że nie bałam się jej osoby, bałam się bycia w tym miejscu.<br />
-B-błagam nie dzwoń nigdzie... - wydukałam trzęsącym się głosem. Uśmiechnęła się przyjacielsko i tak... ciepło.<br />
-Jestem Amy, a tobie jak na imię? - wyciągnęła dłoń w moją stronę, ciągle szeroko się do mnie uśmiechając.<br />
<br />
<u>powrót</u><br />
"-Kim jesteś? Zgaduje, że nie miałem znaleźć się tutaj przypadkowo"- słowa nowo poznanego szatyna obijały się o moje uszy z podwójnym echem, czułam się osaczona, nie miałam zamiaru się demaskować, tym bardziej przed osobą pierwszy raz przeze mnie widzianą.<br />
-Jestem... jestem Marina Bieber- spojrzałam mu w oczy i wtedy ujrzałam 'to' spojrzenie.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEqeJziJd1dAiIO5kC6rpr0ZyGE3QOYwN42DCJb1j-RPnUn_OjFrImVCzumjX1AGiNKIY2dzEtNbRR4Sd5ap3SgbQsuoBmDNJM2MDxXKVUsx2Xc0XmKrWFt44yjsva-XrpctEe2ej0onFP/s1600/K3ik.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEqeJziJd1dAiIO5kC6rpr0ZyGE3QOYwN42DCJb1j-RPnUn_OjFrImVCzumjX1AGiNKIY2dzEtNbRR4Sd5ap3SgbQsuoBmDNJM2MDxXKVUsx2Xc0XmKrWFt44yjsva-XrpctEe2ej0onFP/s1600/K3ik.png" height="82" width="320" /></a></div>
Oto długo wyczekiwany przeze mnie jak i mam nadzieje przez was, rozdział trzeci!! Tamtaradam.<br />
Wreszcie zebrałam zasoby swojej weny i postanowiłam w tę wyjątkowo gorącą noc dokończyć coś, co obiecywałam już 3 tygodnie temu. Nie wiem jak mam się wam tłumaczyć, mam nadzieję, że mi wybaczycie :) Na kolejny rozdział na pewno nie pozwolę wam tyle czekać, nie będę już taka okrutna.<br />
W odpowiedzi do komentarzy- kocham was! Nawet nie wiecie jakiego powera dają mi wasze opinie na temat mojego pisania i fabuły tego fanfiction, jestem wniebowzięta! Co do szablonu (jak sami widzicie, zmieniony) został wykonany przez wspaniałą szabloniarnie, <a href="http://fallingdrops.blogspot.com/" target="_blank">fallingdrops </a>. Dodałam również nową postać do bohaterów i... wreszcie mamy zwiastun TROUBLE! (ze słowa na słowo coraz większy entuzjazm z mojej strony) Jeśli bylibyście zainteresowani, to znajdziecie to cudo pod tym linkiem <a href="https://www.youtube.com/watch?v=f8YY9JhguFU&feature=youtu.be" target="_blank"><to cudo></a>, wykonała mi go przewspaniała osoba na twitterze, kocha je robić więc jeśli potrzebujecie coś takiego, zgłaszajcie się do niej, będzie zadowolona (user jest zamieszczony w zakładce "Katalogi") .<br />
Na ten moment znikam zapaść w swój wymarzony sen, którego niesamowicie pragnę w tym momencie. Mam nadzieję ze rozdział przypadnie do gustu i zaspokoi moją długą nieobecność.<br />
Kocham mocno!<br />
<br />
Zapraszam na wspaniałe blogi<br />
<a href="http://insane-fanfic.blogspot.com/" target="_blank">INSANE </a>(pojawił się nowy rozdział!)<br />
<a href="http://brooklyn-babyfanfic.blogspot.com/" target="_blank">BROOKLYN BABY</a><br />
<a href="http://the-boy-from-neighbour.blogspot.com/" target="_blank">THE BOY FROM NEIGHBOUR </a><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPhTJOpXUV1K7I2eFcjQZCo8IBkqYru0ksAym2DKSq9rIRjzWL0D1zgzpoCAUHc9DShmR43T70O_yB9R3jJBxDs_1a8gj1jz-jtHuCb2RbTfxP9pdD6YldStaCxwjlJYnlloN760U5wUnr/s1600/czytasz-komentujesz.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPhTJOpXUV1K7I2eFcjQZCo8IBkqYru0ksAym2DKSq9rIRjzWL0D1zgzpoCAUHc9DShmR43T70O_yB9R3jJBxDs_1a8gj1jz-jtHuCb2RbTfxP9pdD6YldStaCxwjlJYnlloN760U5wUnr/s1600/czytasz-komentujesz.png" /></a></div>
<br />
proszę dla was to tylko minuta a dla mnie znaczy to ogromnie dużo. </div>
June Jailerhttp://www.blogger.com/profile/16509316293354569951noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-6697830191761738892.post-1257620979521186622014-06-28T16:44:00.001-07:002014-08-28T09:52:46.124-07:0002. Twist<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Generał przytulił mnie na znak dumy. -Jak prawdziwy żołnierz - uśmiechnął się i wyciągnął ruską, wódkę. -To co, pijemy za starą dobrą znajomość? - bez czekania na moją odpowiedź nalał do dwóch szotów do pełna czystego alkoholu. Zaśmiałem się widząc jego zapał jaki wkładał by nie rozlać ani jednej kropli przenosząc kieliszki na "stolik".<br />
-Garry będę jeszcze dzisiaj prowadził - jednak i tak zaprzeczyłem sam sobie, wypiłem jednym chlustem całą zawartość, mój kącik ust nawet się nie wykrzywił, przez ostatnie dwa lata miewałem duże i częste styczności z alkoholem, już mnie nie "wykręca" tak jak za młodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po dwóch godzinach sir Garry Marshall był już kompletnie wstawiony i ledwo co był w stanie wypowiadać kolejne słowa, koloryzujące historię jaką mi opowiadał- o misji w Wietnamie. Słuchałem tego z zaciekawieniem jednak i tak wiedziałem, że część z tego była zmyślona. Koło godziny 22 zrezygnowany doczołgał się do drzwi wyjściowych z moją małą (tutaj: dużą) pomocą. Wziąłem od niego kluczyki, wypiłem tylko jedno piwo więc miejmy nadzieję, że nie natrafimy na patrol. Kiedy usadowiłem go na przednim siedzeniu i usiadłem na swoim, pociągnął mnie za ramię zmuszając mnie do pochylenia się w jego stronę.<br />
-Synu, nie zawoź mnie, jedź tam gdzie miałeś jechać, poradzę sobie -wydukał ledwo łącząc ze sobą spółgłoski, wywróciłem tylko oczami i po naciśnięciu gazu wyjechałem na pustą drogę. Przed sobą widziałem tylko światłocień wychodzący spod maski samochodu, niebo przepełnione gwiazdami, ani jednej żywej duszy prócz naszej dwójki. Zaparkowałem pod drewnianym, ale zadbanym domem państwa Marshallów. Siwiec wygramolił się z samochodu, trzymałem go mocno by nie upadł, co nie było najłatwiejszym zadaniem unieść bezwładne, 100 kilogramowe ciało ale właśnie dlatego opłaca się intensywnie ćwiczyć na siłowni. Otworzyłem drzwi kluczami, które wyciągnąłem z kieszeni mojego towarzysza, z trudem weszliśmy do domu, położyłem go od razu na kanapie. Usłyszałem cichy skrzyp schodów, a po chwili ujrzałem drobną, chudziutką postać. Widząc mnie i swojego męża w takim stanie tylko wywróciła oczami.<br />
-Znowu pił? -zapytała retorycznie i przykryła mężczyznę kocem. Westchnąłem cicho, wiedziałem że Garry ma naprawdę niezłe problemy z wątrobą i nie miałbym pretensji do Marlene gdyby zrobiła mi awanturę o to, że go nie przypilnowałem ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu bez żadnego słowa wróciła do sypialni na górę. Przejechałem jeszcze raz wzrokiem bezwładne ciało mojego starszego kolegi i wyszedłem z domu uważając by nie trzasnąć drzwiami, pani Marshall i tak miała już dzisiaj ze mną problemy. Wsiadłem do samochodu. Zaczesałem swoje włosy do góry, przy czym westchnąłem głośno, byłem sfrustrowany. Oparłem dłonie i twarz na kierownicy, tak po prostu, bez celu patrzyłem na moje czarne wycieraczki pod nogami. Miałem poważny dylemat, czułem że część mnie chciałaby stchórzyć i wrócić spokojnie do domu, położyć się w ciepłym łóżku i iść spać jak normalny człowiek a potem iść do pracy, taka codzienna rutyna w San Francisco, na co dzień mnie przytłaczała ale teraz bardzo za nią tęsknie, tęsknie za moją pracą, życiem w wielkim mieście, jednak trzymała mnie tu jedna rzecz, nie mogłem wrócić...<br />
-Jebana kartka papieru- wysyczałem sam do siebie i walnąłem pięścią w skórzane koło przede mną. Odchyliłem głowę daleko do tyłu stękając przy ograniczonej możliwości pobierania tlenu. Przetarłem zmęczone oczy i nacisnąłem gaz.<br />
-Raz się żyje Justin... - szepnąłem sam do siebie i ruszyłem w kierunku autostrady, która doprowadzi mnie prosto na Jenkins Avenue w Zachodniej Virginii, niech mnie Bóg strzeże jadąc tyle kilometrów mając we krwi 0,8 promila alkoholu i czystego podekscytowania z nutką obaw, z przeważającą nutą obaw, właściwie tylko one mi w głowie. Wpisuje w GPS'a podany adres<br />
-<i>Trasa 267... 13 godzin..</i>. - spojrzałem jeszcze raz z przerażeniem na wyświetlacz, otworzyłem szerzej oczy widząc co mnie czeka przez następną dobę. Warknąłem niezadowolony i jechałem dalej, dojeżdżając wreszcie na trasę (dopiero) prowadzącą do głównej drogi.<br />
Jechałem tak i jechałem około 5 godzin bez żadnej przerwy (oczywiście nie wliczając tu wyjścia na łono natury by załatwić sprawy fizjologiczne), moje powieki stawały się ciężkie i obolałe, zaczynałem widzieć jakby przez mgłę, wiedziałem że to już czas by zatrzymać się w jakimś motelu, nie spałem drugą noc. Mimo przymkniętych oczu dostrzegałem pojedyncze blaski neonów bijących z dachów restauracji i... ah, jest i motel, którego tak upragnienie szukałem, może i nie należał do tych z najlepszej ligi ale najważniejsze żeby było tam łóżko. Zaparkowałem zgrabnie pod samym wejściem do niskiego, ceglanego budynku, niesfornie oblanym białą farbą. Znajdując napis 'WEJŚCIE' otworzyłem stare drzwi i skierowałem się do drewnianego biurka, jak mniemam służącego za recepcje. Nawet nie oglądałem się zbytnio po tym obskurnym miejscu, nie miałem siły a tym bardziej chęci kalkulowania każdego szczegółu znajdującego się w tym pomieszczeniu, jedyne co chciałem to iść spać. Recepcjonista bez zbędnych pytań wręczył mi klucz, zero jakiegokolwiek odzewu, był zbyt zajęty swoim komputerem a raczej filmikami jakie z niego leciały, obrzydliwy koleś. Wszedłem do niewielkiego pokoiku na 1 piętrze, cóż nie było tu tak źle jak na dole, była łazienka, światło... no i łóżko. Ruszyłem swawolnym krokiem pod prysznic, ciepłe krople czystej cieczy spływające po moim zmęczonym ciele to coś czego niewyobrażalnie pragnąłem. Syknąłem cichutko czując ciepło przeszywające całą moją skórę na klatce, brzuchu, plecach, nogach... Czułem się znowu jak młody bóg. Pozwoliłem by woda lała się również na moje ułożone, miodowe włosy. Nie robię tego zazwyczaj bo lubię mieć perfekcyjną fryzurę niezależnie od sytuacji. Stałem pod kabiną opierając nagie plecy o zimne kafelki, które pod wpływem ciepła i pary wodnej robiły się bardziej pod letnie. Czułem lekki żar uderzający w moją twarz, szyby i lustra były zaparowane, słychać było tylko szum wody i mój ciężki oddech, relaksowała mnie ta melancholia. Zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie różne scenariusze, które mogą wydarzyć się w bliskiej przyszłości. Wzdrygnąłem się na myśl o jakimś brutalnym zabójstwie i widoku krwi, czemu muszę być takim pesymistą?<br />
Opatuliłem się w pasie ręcznikiem i sięgnąłem do torby w celu znalezienia bielizny i spodenek do przebrania, o koszulce już nie będę marzył, pakowałem się na szybko. Kiedy już się przebrałem, zatrzymałem swój wzrok na lustrze. Przyglądałem się swojemu odbiciu, nie poznawałem już pomału sam siebie, to już nie ten sam Justin Bieber co 3-4 lata temu... Już nie jestem szczuplutkim chłopcem z grzywką przykrywającą całe moje czoło, z tym spokojnym i przyjaznym spojrzeniem...<br />
-Kurwa mać, Bieber jesteś mężczyzną - przyznałem sam do siebie. Uśmiechnąłem się słabo do swojego odbicia, brakowało mi tamtego kochanego chłopaczka w sobie... Wróciłem do pokoju i z ulgą położyłem się na łóżku. Wtuliłem się w zakurzoną poduszkę i zamknąłem oczy, kołdra była mi zbędna. Westchnąłem zadowolony, mimo że materac nie należał do najwygodniejszych, w tym momencie wydawał mi się być puszystą i mięciutką chmurką, która zaraz zawiezie mnie do krainy czarów, siedzącej głęboko w mojej głowie. Udało się, zasnąłem.<br />
Obudziły mnie jasne promienie słońca oraz denerwujące świerki ptaków. Mruknąłem niezadowolony i otworzyłem delikatnie oczy oswajając się z rzeczywistością. W wojsku nauczono mnie dyscypliny także nie miałem problemu z szybkim wstaniem. Bez zbędnych czynności wyszedłem z motelu płacąc ówcześnie za nocleg. Kolejne godziny drogi przede mną.<br />
Kiedy przekroczyłem tabliczkę z napisem "Zachodnia Virginia zaprasza" odetchnąłem z ulgą, kierowałem się w kierunku ulicy, która była moim celem. Zauważyłem białą kamienice, nie wyglądała na strasznie starą ale nie należała też do najnowszych. Przełknąłem ciężko ślinę i udałem się na 4 piętro. -Numer 456, to tutaj - wyszeptałem sam do siebie, skierowałem wzrok na biały przycisk nazywany dzwonkiem, uniosłem palec by go nacisnąć, ale coś mnie blokowało.<br />
-Justin nie bądź tchórzem -skarciłem się w myślach i szybko nacisnąłem guziczek, przytrzymując go nie dłużej niż 5 sekund. Czułem gorąco na całym moim ciele, ale momentalnie się uspokoiłem kiedy nikt mi nie otworzył. Byłem zdziwiony, spróbowałem jeszcze raz. Zero odzewu, nawet żadnego "Zaraz". Wycofywałem się zrezygnowany. -Wiedziałem, że nic z tego nie wyjdzie *warknąłem pod nosem. Nagle z naprzeciwległego mieszkania wyszła pani w średnim wieku, zwyczajna nie wyróżniająca się niczym.<br />
-Kim pan jest? Tu nikt nie mieszka! - uniosła ton nawet nie czekając na moją odpowiedź.<br />
-Jestem Justin Bieber, słyszałem że moja siostra... -nie dokończyłem widząc zdziwioną ale i przerażoną minę mojej towarzyszki.<br />
-To niemożliwe... -przyglądała mi się od stóp po sam czubek moich wysoko ułożonych włosów. Patrzyłem na nią wymuszając wzrokiem odpowiedź z jej strony, byłem niecierpliwy szczególnie w sytuacjach, które potrzebowały rozwiązania.<br />
-Więc jednak miała rację, że się zjawisz... - zakryła usta dłonią, nie rozumiałem co ona mówi, jaka ona?<br />
-Przepraszam, mógłbym się dowiedzieć co się tutaj do cholery dzieje? - byłem zmieszany, czułem jakbym był w jakiejś ukrytej kamerze, jakimś spisku. Podeszła do mnie i dała mi parę srebrnych kluczy. Patrzyłem raz na nie raz na nią. Dalej nie wiedziałem o co chodzi w tej grze.<br />
-Mój drogi, jedź prosto i przy następnym rondzie skręć w prawo, potem kieruj się jednym torem, dojedziesz do starych, ceglanych baraków... - wzięła głęboki oddech między słowami, które wypowiadała w szybkim tempie.<br />
-Tam ją znajdziesz... -weszła szybko do domu i zatrzasnęła drzwi. Byłem zdruzgotany, rozdarty i kompletnie sparaliżowany. Nie miałem pojęcia kim była ta kobieta i o kim mówiła, po co dała mi klucze i do czego miały prowadzić mnie jej wskazówki. Zszedłem szybko po schodach, odpaliłem silnik samochodu. Postanowiłem załatwić to raz a porządnie, za daleko już zalazłem by teraz zrezygnować, jechałem zgodnie ze słowami tajemniczej kobiety, za rondem w prawo, prosto... Znalazłem się na pustej drodze, zamiast betonu był piasek, po środku placu znajdowało się parę drewnianych, metalowych i ceglanych bud, te ostatnie akurat szukałem. Zaparkowałem samochód byle gdzie, nie było to teraz dla mnie najważniejsze. Wszedłem pewnie między "osiedle" utworzone ze skąpych budowli, interesowały mnie tylko te zrobione z cegły. Wchodziłem kolejno do każdego z nich, przeszukiwałem je dokładnie ale niczego ani nikogo w nich nie znalazłem.<br />
-To jakaś kpina- prychnąłem pod nosem. Zostało mi ostatnie pomieszczenie, było odrobinę lepiej wykończone od reszty, ściany były dodatkowo murowane jednak i tak były w opłakanym stanie. Wchodząc w głąb zauważyłem malutki kawałek siana, przypominające posłanie, zaraz obok niego... plecak. Z każdą chwilą narastała moja ciekawość, chwyciłem szmaciany przedmiot i zacząłem go przeszukiwać. Dwie pary bielizny, sweter, jedna para spodni... Usłyszałem szelest, oglądałem się na wszystkie strony, uniosłem się do pozycji stojącej i przyszykowałem scyzoryk w kieszeni. Był zmrok, nie było mi zbyt miło ze świadomością, że jestem z niezidentyfikowanym osobnikiem w ciemnościach. Szedłem pomału przez cały obszar, usłyszałem czyjś nierówny i przestraszony oddech, wręcz paniczny. Czułem, że ktoś za mną stoi...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEqeJziJd1dAiIO5kC6rpr0ZyGE3QOYwN42DCJb1j-RPnUn_OjFrImVCzumjX1AGiNKIY2dzEtNbRR4Sd5ap3SgbQsuoBmDNJM2MDxXKVUsx2Xc0XmKrWFt44yjsva-XrpctEe2ej0onFP/s1600/K3ik.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEqeJziJd1dAiIO5kC6rpr0ZyGE3QOYwN42DCJb1j-RPnUn_OjFrImVCzumjX1AGiNKIY2dzEtNbRR4Sd5ap3SgbQsuoBmDNJM2MDxXKVUsx2Xc0XmKrWFt44yjsva-XrpctEe2ej0onFP/s1600/K3ik.png" height="82" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
Hello kochani! Wreszcie nowy rozdział, uff. Wakacje rozpoczęte to i więcej czasu. Rozdziału w ogóle nie sprawdzałam, udostępniłam go na żywioł, wydaje mi się że takie i tak najlepiej wychodzą. Mam nadzieję, zresztą jak zawsze, że się spodoba. Rozdziały będą pojawiać się mniej więcej co tydzień.<br />
Komentujcie proszę, chce wiedzieć, że nie jestem tu sama i nie piszę tylko dla moich stałych, zaufanych czytelników.<br />
Kocham was, June<br />
<br />
Zapraszam na fenomenalne fanfictions pisane przez niezwykle utalentowane, początkujące pisarki.<br />
<br />
<a href="http://insane-fanfic.blogspot.com/" target="_blank">INSANE</a><br />
<a href="http://brooklyn-babyfanfic.blogspot.com/" target="_blank">BROOKLYN BABY</a><br />
<a href="http://opowiadanie-blinger.blogspot.com/" target="_blank">BLINGER</a><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioQA-_pjGDVxQkKzcgI2A3CZTYSOONm4wxE27dpmH3D39iz1qpYKRktzYRt-Q39CWefp6QuJH0Im2uljavxfaHeesloRGbjMtfAo0KC-CyiWLIt1I-HlgRLFIuOX28e8nbfsOEnIZur7GI/s1600/czytasz-komentujesz.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioQA-_pjGDVxQkKzcgI2A3CZTYSOONm4wxE27dpmH3D39iz1qpYKRktzYRt-Q39CWefp6QuJH0Im2uljavxfaHeesloRGbjMtfAo0KC-CyiWLIt1I-HlgRLFIuOX28e8nbfsOEnIZur7GI/s1600/czytasz-komentujesz.png" /></a></div>
<br /></div>
June Jailerhttp://www.blogger.com/profile/16509316293354569951noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-6697830191761738892.post-63812600649593447182014-06-14T15:34:00.003-07:002014-10-26T12:36:09.547-07:0001. Life Make Us Fucking<div style="text-align: center;">
<br />
<div style="text-align: justify;">
Przeglądam stare zdjęcia. Pierwszy raz na wakacjach w Egipcie, samodzielna jazda na rowerze, w końcu liceum i problemy z dziewczynami, dyskoteki... Te chwile tak szybko przemijają, nawet nie zauważyłem kiedy stałem się dojrzałym i samodzielnym mężczyzną.</div>
<div style="text-align: justify;">
Niby zwykłe kartki papieru a jednak mają znaczenie. I jest ona. Wysoka, ciemna szatynka, niby zwykła na pierwszy rzut oka, niczym nie wyróżniająca się młoda kobieta. Moja jedyna i najukochańsza siostra. Była taka wesoła, pełna życia, pamiętam jak jeździliśmy do babci na wieś, turlaliśmy się w stogu siana, biegaliśmy zagubieni pośród rosnących źdźbeł zbóż i trawy, śmieliśmy się ze wszystkiego i niczego. Dalej czuje jej obecność, opiera się o moje ramię i wytyka mnie palcem na zdjęciach, powiedziałaby "ale miałeś krzywy nos, pamiętasz jak pogonił cię pies sąsiada?"<br />
Na fotografii, którą trzymam w ręku, jeździmy na koniach, oczywiście panienka Marina Bieber wygrywa wyścig między nami, ale ona zawsze brała lepszą klacz.<br />
Uśmiecham się pod nosem i podchodzę do brązowej urny, w której leżą prochy panny Bieber. Mija równo dwa lata od jej śmierci, dalej nie mogę się z tym pogodzić, byłem tam z nią, trzymałem jej zimne i sine ciało w swoich ramionach. Wtedy było już pewnie, że nie żyje.<br />
Dużo nie wiem o jej śmierci, znalazłem ją umierającą u nas w domu, chodzą pogłoski, że było to samobójstwo, ale ja znałem swoją siostrę...<br />
Od wspominania odrywa mnie dzwonek do drzwi, idę po starej, skrzeczącej podłodze. Dom rodziców nie należy do najnowszych i najwspanialej wykończonych.<br />
-Przesyłka dla panny Marina Ann Bieber - przywitał mnie od razu głos ubranego w granatowy strój roboczy listonosza. Zdziwiłem się na jego słowa i z początku nie chciało mi się wierzyć że to powiedział, korespondencje do mojej siostry przestały już dawno przychodzić a wszyscy jej potencjalni nadawcy na pewno wiedzą o jej śmierci, po za tym państwo ma obowiązek odsyłania takiego typu wiadomości do osób zmarłych.<br />
-To nie możliwe, moja siostra nie żyje, czy na pewno to nie pomyłka?- byłem wyraźnie zdziwiony, wściekły wręcz. Wyraz twarzy pracownika poczty również wyrażał zdziwienie, ale co ten biedny człowiek może wiedzieć, wykonuje tylko swoją pracę.<br />
-Na pewno nie, imię i nazwisko, adres... wszystko się zgadza- chaotycznie zagląda do torby w celu dostrzeżenia swojego błędu, widać, że młody dopiero zaczyna w tej branży.<br />
-Dobra, nieważne. Czy jest możliwość bym to ja odebrał przesyłkę za moją siostrę? -pytam z nadzieją,. Zaciekawiło mnie co może skrywać w sobie ta mała koperta.<br />
-Tak, proszę -podał mi niepewnie kwitek do podpisania, wyciągnął długopis z kieszeni, którego zapomniał mi najpierw wręczyć, zaśmiałem się cicho na co tylko on zareagował przepraszającym spojrzeniem, serio wyglądam tak groźnie? Podpisałem żółty papierek swoim imieniem i nazwiskiem po czym odebrałem list. Pożegnałem się z grzecznie z panem i wszedłem do domu, mocno zaciskając w palcach papier, który od niego dostałem.<br />
Zaczynam coraz bardziej cieszyć się z decyzji o odwiedzeniu rodzinnych stron.<br />
Idę do salonu. To moje ulubione pomieszczenie w tym domu, najwięcej chwil i wspomnień wiąże się właśnie z tym pokojem.<br />
Siadam na starej kanapie, moje kończyny, te dolne i te górne- całe się trzęsą. Zastanawiam się czy powinienem to zrobić, w końcu to nie ja jestem adresatem. Jednak mam parę pytań, które nie dają mi spokoju. Szukam zdezorientowany czegoś ostrego co pomogłoby mi w otworzeniu tej felernej puszki Pandory. Dostrzegam nóż samotnie leżący na blacie w naszym malutkim aneksie kuchennym. Sięgam po srebrzystą rzecz i rozcinam białą kartkę po czym wyciągam z niej kolejną.<br />
<i>"...Upomnienie o zapłatę czynszu wynajmowanego przez pannę Marinę Bieber w dniu 12 marca 2014, lokar numer 456 na ulicy Jenkins Ave, kod pocztowy..."</i><br />
To wszystko nie trzyma mi się kupy. "Moja siostra nie żyje, jak może wynajmować mieszkanie?!" pomyślałem w pierwszej chwili. Czytam tekst jeszcze raz, i jeszcze jeden...<br />
<div>
Zacząłem się śmiać z niewiadomej przyczyny, po prostu byłem w szoku a w mojej głowię pojawiło się milion nowych emocji; śmiech, smutek... nadzieja.</div>
Zgniotłem bezmyślnie cienką kartkę, wstałem szybko i pośpiesznym krokiem wyszedłem na zewnątrz. Od razu przywitał mnie czerwono- różowy krajobraz rozlewający się po całym niebie, jednak najpiękniejsze zachody słońca są w moim ukochanym Norton, to malutka wioska tuż nad granicą między USA a Kanadą, oraz moja ostoja i miejsce gdzie się wychowałem. Zawsze uważałem tą okolicę za coś magicznego, koniec jednego a jednocześnie początek drugiego. Poszedłem na zarośnięte pole, około 800 metrów od mojego punktu położenia, dostrzegłem moją perełkę. Mojego Agenta 07. Ojciec był szanowanym pilotem za dobrych czasów służby w wojsku, zawsze ciągnęło mnie do tego świata. Popędziłem niczym błyskawica- sam nie wiem po co tak szybko- do starej brzozy stojącej nieopodal zgniło-zielonego helikoptera, było to jedyne drzewo w niedalekiej okolicy, odłamałem jedną z gałęzi i zacząłem uderzać nią w ziemie, która podskakiwała pod wpływem wiatru i moich mocnych uderzeń. Zza rozsypanego wszędzie piasku wreszcie znalazłem to czego szukałem, starą metalową skrzynie ala sejf. 45-67... bałem się, że nie pamiętam już kodu, jednak kiedy usłyszałem cichutkie piknięcie, odetchnąłem z ulgą. Wyciągnąłem miedziane, mocno zardzewiałe klucze i ruszyłem z powrotem do mojego podniebnego mustanga. Położyłem dłonie na sterze, tak dawno nie odczuwałem tego uczucia- świadomości, że dzieli mnie zaledwie parę sekund od wolności a jednocześnie ekscytacji z powodu iż wzniosę się ponad przeciętny poziom ludzkości. Odpaliłem silnik i włączyłem radiowęzeł. Czułem jak krew szybciej przepływa przez moje żyły, adrenalina, którą tak bardzo kochałem wreszcie po paru latach znowu opanowała moje ciało. Ciśnienie zaczęło wzrastać, unosiłem się nad żółtymi polanami, oglądałem wszystko z góry. Uśmiech nie schodził ani na moment z mojej twarzy.<br />
-Czyżby "szeregowy Bieber Junior" wrócił na stare śmiecie? - usłyszałem znajomy, roześmiany, gruby głos z radyjka, uśmiechnąłem się jeszcze szerzej niż przed paroma chwilami i nacisnąłem czerwony guziczek zamieszony na samej górze mojego odbiornika. -Tak jest sir! Jestem gotowy do misji- zasalutowałem sam do siebie, zaśmiałem się krótko. -Nie sądziłem, że zastanę pana, panie generale o tej godzinie, żona znowu się obraziła? -zapytałem pół żartem pół serio, z generałem Garrym zawsze ceniliśmy sobie nawzajem luźną rozmowę i poczucie humoru, mimo naprawdę sporej różnicy wieku między nami. Sir Garry był dla mnie jak drugi ojciec, zresztą i tak był najlepszym przyjacielem mojego jedynego staruszka, poznali się w wojsku, opowiadali mi razem mnóstwo fantastycznych przygód a ja mógłbym słuchać ich godzinami. Był moim wzorem do naśladowania, kiedy ojciec umarł, chociaż w połowie starał się mi go zastąpić. Zawdzięczam mu niesamowicie wiele. -Marlene robi obiad, wolałbym jej nie przeszkadzać bo inaczej może skończyć się to dla mnie niechcianą dietą, wpadniesz do mnie? Właśnie grzeje nasz ulubiony gulasz - głos mężczyzny wyraźnie dawał postawę jakoby naprawdę chciał mnie zobaczyć i pogadać jak za dawnych czasów. -jeszcze się pytasz? Jasne! -odpowiedziałem pełen entuzjazmu, skierowałem maszynę w bok i ruszyłem w stronę siedziby. Po drugiej stronie usłyszałem tylko krótkie "tylko szybko bo wystygnie!", słowa które znam na pamięć, rozłączyłem sieć i po 5 minutach wylądowałem na nierówno obłożonej asfaltem dróżce, (prawie) jak zawodowiec. Nałożyłem na swoje umięśnione ramiona M65*, którą dostałem od taty na 18 urodziny i otworzyłem białe plastikowe, ledwo trzymające się zaczepów drzwi. Do moich uszu dobiegł nieprzyjemny skrzyp, skrzywiłem się i wszedłem do środka. -Bieber Junior! -przywitał mnie od wejścia ucieszony głos mojego mentora, uścisnęliśmy się na znak powitania i skierowaliśmy nasze ciała do małej kuchenki znajdującej się parę kroków od wejścia do przyczepy. Poczułem smakowity zapach gulaszu z sosem grzybowym, na którego zaprosił mnie mój starszy przyjaciel. -Nakładaj szybko bo jestem głodny - zająłem miejsce przy zwisającym, plastikowym panelu, który miał służyć za stolik. -Robisz go dalej według starego przepisu? -wyciągam chleb z szafki pod moim krzesłem, mister Marshall kładzie dwa gorące talerze przed naszymi twarzami, chwyciłem za widelec i bez czekania aż danie ostygnie, zabrałem się za jego konsumowanie. Mruknąłem zadowolony gdy po mojej jamie ustnej rozprzestrzenił się smak mojego dzieciństwa. -nigdy nie wiedziałem jak ty go robisz ale jest niesamowity jak zawsze -zaśmialiśmy się oboje, tak naprawdę była to niedoprawiona papka z mięsa połączona ze zgęstniałym sosem, ale to i tak był raj dla mojego podniebienia. -Co cię sprowadza synu do starego Nort? -zagryza "zupe" czerstwym chlebem, podążam za jego czynami. -Musiałem przemyśleć parę spraw, San Francisco nie jest dobrym miejscem na odreagowanie, więc wróciłem na wiochę... -zmieniłem kanał w starym radiu, głośny szum denerwował mnie coraz bardziej, zatrzymałem słysząc pierwsze nuty "Be my lover" ** -potańczył byś co? -zaśmiał się sir, odpowiedziałem tylko oczywistym uśmiechem. -Pamiętam jak wywijałeś na parkiecie z Kim Faith lub Brianną Smith, wiem co potem z nimi robiłeś i... powiem ci, że jestem z ciebie dumny -zaśmiał się i klepnął mnie przyjacielsko w ramie, zaśmiałem się zawstydzony. -Same wpakowały mi się do łóżka a ja... nie protestowałem -uniosłem kąciki ust na wspomnienie miłych chwil. Gdy skończyłem jeść, a skończyłem nie orientując się nawet kiedy zacząłem, zacząłem zmywać po nas talerze jak na grzecznego i posłusznego żołnierza przystało. -Tak dawno cię nie widziałem... bardzo wyrosłeś, nie poznałem cię, dużo ćwiczysz? - pokiwałem twierdząco głową skupiając się na dokładnym umyciu starej porcelany. Szczerze, nie było mi do śmiechu, cały czas dręczył mnie ten felerny list i tajemnica jaka się za nim kryła. Wiedziałem, że prędzej czy później Garry zorientuje się, że coś jest nie tak, w głębi duszy nawet na to liczyłem, potrzebowałem trafnej sugestii co mogę zrobić by pozbyć się tego natrętnego poczucia chęci dalszego rozdrapania tej rany. -Justin coś nie tak? -zapytał jak na zawołanie mój "ojciec", wstrzelił się w idealny moment. Zakręciłem kurki i westchnąłem donośnie, zaczesując swoje karmelowe, doskonale ułożone włosy. Oparłem dłonie na drewnianym blacie i zacząłem opowiadać całą historię z rana, w moim głosie można było wyczuć nutkę niepokoju i... strachu. Starszak słuchał mnie uważnie układając już plan w myślach, miał przymrużone oczy, wszędzie wyczuwał podstęp. -Musisz tam pojechać, to jedyne wyjście -stwierdził stanowczo by jeszcze bardziej upewnić mnie, że wie co mówi. -Justin nie możesz być tchórzem, pamiętasz czego uczył cię ojciec? Idź tam gdzie cię pociąga, nie bój się i nie bądź jak baba! -zaczął motywująco wykrzykiwać słowa jakby głosił przemowę prezydencką, wyprostował się dumnie i podszedł do mnie. -Bądź tym Justinem Bieberem, którego znam, przeżyj przygodę a nóż wyjdziesz z tym na swoim. - Patrzył mi w oczy, chcąc ujrzeć determinację w moich, chciał ujrzeć tą iskierkę, która pozwalałaby mu powiedzieć "jestem z ciebie dumny!. Nie musiał długo czekać, postawiłem sobie cel- pojadę tam i dowiem się prawdy, za wszelką cenę... po trupach do celu.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF0wnOKJRAtHq96fP-XPFZgssTFzZKAH_sIldwR898sWwO-7xKBrNwq6S22vHMSB4EH0dLLmFXEmDCKb17HHnUpVaGrIVN2ikWh2xbnjc56UPFB26xlViNJpCOkmIOiWskvZRc3aRKRnqM/s1600/K3ik.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF0wnOKJRAtHq96fP-XPFZgssTFzZKAH_sIldwR898sWwO-7xKBrNwq6S22vHMSB4EH0dLLmFXEmDCKb17HHnUpVaGrIVN2ikWh2xbnjc56UPFB26xlViNJpCOkmIOiWskvZRc3aRKRnqM/s1600/K3ik.png" height="82" width="320" /></a></div>
<br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Mamy wreszcie pierwszy rozdział! Zwlekałam z nim chyba z miesiąc ale wreszcie nabrałam weny i tak oto jest początek tej historii. Mam nadzieje, że się spodoba, proszę o komentarze, może to proste ale one naprawdę sprawiają że chce mi się więcej i lepiej pisać. </span><br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Kocham Was, June</span><br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">*M65- kurtka używana przez US Army</span><br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">** "Be my lover" - utwór zespołu La Bouche, kiedyś popularna na dyskotekach wśród ówczesnej młodzieży w latach 90. </span><br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Rozdział chciałabym zadedykować wspaniałej Celivii z opowiadania <a href="http://opowiadanie-blinger.blogspot.com/" target="_blank">Blinger</a> </span><br />
<span style="background-color: white; color: #252525; font-family: sans-serif; font-size: 13.63636302947998px; line-height: 20.363636016845703px; text-align: start;"><br /></span></div>
</div>
June Jailerhttp://www.blogger.com/profile/16509316293354569951noreply@blogger.com12